11.03.2021

Dlaczego wyprowadziliśmy się z Warszawy?

Nie zliczę, ile razy słyszałam bądź czytałam to pytanie i trudno się dziwić. To, że postanowiliśmy zrezygnować z “karier”, “możliwości” i w ogóle wszystkiego, co oferuje stolica, dla wielu jest zaskakujące. W największym skrócie – wyprowadziliśmy się w Warszawy, bo mieliśmy jej dosyć. Stało się to akurat podczas pandemii, ale nie pandemia była impulsem do podjęcia ostatecznej decyzji, wręcz przeciwnie – opóźniła ją o ładne kilka miesięcy.

To o co chodziło?

Decyzja dojrzewała od kilku lat, chyba od czasu pójścia naszego syna do przedszkola. Jakoś wtedy bardzo wyraźnie zobaczyliśmy, że nie korzystamy z tych wszystkich możliwości jakie niby Warszawa daje i raczej nie będziemy prędko znów z nich korzystać. Przestaliśmy chodzić na imprezy, wystawy, do kina, na spotkania ze znajomymi. Większość mogła się spotykać wieczorami, kiedy rodzice małych dzieci raczej są uziemieni w domu, my nie mieliśmy nikogo zaufanego z kim moglibyśmy zostawić dziecko, a co najważniejsze – nawet nie chcieliśmy tego robić. Iść na melanż, zostawiając dziecko niani, zachowywać się jakby życie było jak kiedyś i kolejnego dnia ogarniać malucha? Nie, dzięki. Wymieniać się – raz ja wychodzę, raz mąż? No, też jakoś tak dziwnie, my lubimy spędzać czas razem, co by to była za zabawa? I tak, między pieluchami z Rossmana a spacerami po parku, okazało się, że równie dobrze moglibyśmy mieszkać w dowolnym miejscu w Polsce, bo nasze życie i tak kręci się w kwadracie kilku ulic blisko domu.

Moja ścieżka zawodowa już dawno nie miała wiele wspólnego z mainstreamowymi mediami warszawskimi, coraz mocniej wiodła przez internet i mniej pudrowaną rzeczywistość oraz drogi i bezdroża Polski. A mniej poetycko – pracowałam albo na wyjazdach, albo w domu i nie miałam ani krzty ochoty na powrót do pracy w redakcji i wchodzenie znów w ten kierat.

Fot. Wojtek Krosnowski
Fot. Wojtek Krosnowski

Jak masz małe dziecko w Warszawie, twoje życie raptem bardzo się kurczy, a w dodatku okazuje się, że niewiele rzeczy możesz robić za darmo. Wiadomo, że nigdzie nie da się żyć za darmo, ale Warszawa jest absurdalnie droga. W pewnym momencie miałam wręcz poczucie, że za każdą minutę życia tam trzeba płacić – dojazd, parkometry, bilety wstępu, kawa, kreatywne zajęcia dla bombelka, przedszkole, kasa płynie wartkim strumieniem. Poza tym – logika funkcjonowania: albo ktoś musi zrezygnować z pracy i siedzieć z dzieckiem w domu, albo trzeba pracować tyle, żeby zarobić na pensję kogoś, kto zajmuje się dzieckiem, gdy ty pracujesz na to, by ktoś mógł się nim zajmować. Logiczne, prawda? No i najważniejsze: nie chcieliśmy już tyle pracować. Nie chcę mieć wspomnień, które dotyczą głównie pracy. Nie chcę, żeby moje dziecko siedziało w przedszkolu do 18:00. Nie chcę za kilkadziesiąt lat żałować, że widywałam męża wieczorami i w weekendy, bo oboje tyralismy na utrzymanie stylu życia, którego wymaga mieszkanie w największym mieście w kraju. Ja nawet nie lubię tego stylu życia! 

Przenieśliśmy się do mojego domu rodzinnego (opisanego w “Ciszy i spokoju”), pod Kraków. Zamieszkaliśmy razem z moją mamą, co pod wieloma względami jest wspaniałe. Nadal oboje pracujemy, ale na swoich warunkach, nie mając już tego topora nad głową z metką “koszty życia w Warszawie”. W czasach, gdy i tak większość ludzi pracuje w internecie, można to robić z każdego miejsca na Ziemi. Wiem, że “każde miejsce na Ziemi” kojarzy się raczej z plażą na Malediwach i zdjęciami na Instagram wyglądającymi jak reklama ze Stocka albo prezentacja apki do upiększania zdjęć, ale cóż stoi na przeszkodzie, by to miejsce było na polskiej wsi? 

Mój syn ma wolność, o które nie mogliśmy nawet śnić w Warszawie, głównie ze względów bezpieczeństwa. Widzę, jak bardzo to wpłynęło na jego rozwój, poczucie sprawczości, umiejętność wymyślania sobie zabaw i organizowania sobie czasu, chęć próbowania nowych rzeczy. Wszyscy mamy tutaj większy luz w głowie. My z Wojtkiem możemy na spokojnie wypić sobie kawę w przerwie od pracy, możemy w każdej chwili iść do lasu, możemy szukać nowych pasji, pracować razem kreatywnie, cieszyć się codziennością. 

Możemy wiele rzeczy, a wiele mniej niż kiedyś musimy.

Żeby nie było – bardzo lubiłam mieszkać w Warszawie. Warszawa dała mi męża, dała mi możliwość rozwoju zawodowego, dała wiele wspaniałych znajomości, przez wiele lat nie wyobrażam sobie mieszkać (w Polsce) w innym mieście, byłam przekonana, że muszę tam być. Dziś uważam, że jest dobra dla 20-, 30-latków i ludzi pracujących w biznesie, dużych firmach, pragnących wielkich karier. Widzę, jak wiele zabrała mi zdrowia i energii. Tam rzeczywiście wszystko jest możliwe, pytanie – jak wiele jest się w stanie za to zapłacić.

Fot. Wojtek Krosnowski
Subskrybuj
Powiadom o
guest
9 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
AKO
AKO
1 rok temu

Ech Pani Natalio!
Moja historia dorosłego życia to Kraków i Wawa…a teraz już prawie dekada pod Tatrami.Bliskość natury z perspektywy posiadania Dzieci i psów to błogosławieństwo. Nie wyobrażam sobie powrotu do dużego miasta. Tutaj dosłownie wietrze głowę 😉
A czas…jakby było go więcej na wszystko.
Sciskam!
AKO

Karola
Karola
2 lat temu

Jakbym czytała swoją historię…. minęły 2 lata, a ja ciągle muszę się tłumaczyć „co się stało, że wróciłam”. Dziś wiem, że mogę odesłać wszystkich do tego artykułu.

Kasia
Kasia
3 lat temu

Brawo Wy. Życzę Państwu, abyście już nic nie musieli, a wszystko mogli i czekam na kolejne wpisy.

Joanna
Joanna
3 lat temu

Pamiętam, jak kiedyś na samym początku programu „Daleko od miasta” mówiła Pani o tym, że jest jej dobrze w mieście, że nie planuje Pani wyprowadzki, bo kiedyś już na wsi mieszkała (nie pamiętam, co to był za wywiad) – pytanie o „ucieczkę na wieś” nasuwało się wtedy jakby automatycznie, bo jednak poznawanie bohaterów programu mogło kusić, stać się inspiracją do innego życia…stało się? chociaż po części?

Joanna
Joanna
2 lat temu

Faktycznie, to już prawie 10 lat! Ależ ten czas leci…a my wciąż piękne i młode 😉 – łatwo się pomylić 😀

Wojtek
Wojtek
3 lat temu

Cieszę się