Pielęgnacja w zgodzie z naturą i ze sobą

Fot. Wojtek Krosnowski

Wszyscy potrzebujemy wody, słońca, powietrza, troski, opieki, bezpieczeństwa. Jesteśmy wrażliwi na światło i na mrok, na ciepło i na zimno, wszyscy odczuwamy upływ czasu. Żyjemy w cyklach, jak rośliny, zwierzęta i wszystko w przyrodzie. Jesteśmy częścią natury, wsłuchując się w nią, wsłuchujemy się w swoje potrzeby, obserwując ją, przeglądamy się w lustrze, odpowiadamy za siebie nawzajem i za środowisko w którym żyjemy.

Brzmi jak eko-manifest albo odezwa do wielkich tego świata o zaprzestanie zatruwania planety? To teraz pomyśl, że to idee, które przyświecały założycielom marki Weleda już 100 lat temu.

Z kosmetykami Weleda zetknęłam się po raz pierwszy kilka lat temu. W pierwszym kontakcie zachwyciły mnie szklane opakowania kremów i olejków, oldschoolowe buteleczki, naturalne, ziołowe zapachy i przede wszystkim to, jak dobrze moja skóra czuła się w kontakcie z nimi. Później zaczęłam czytać etykietę – naturalne składy, rozliczne atesty i certyfikaty, biodegradowalność. Szczęka mi opadła. A jeszcze później dowiedziałam się o stojącej za marką filozofii założyciela, bioróżnorodności, ich własnych ogrodach roślin leczniczych, poszanowaniu surowców i gleby, działaniu na rzecz nawet nie zerowego (ile zabierasz, tyle oddaj), a dodatniego wpływu na środowisko (daj więcej, niż zabrałeś)… i przepadłam.

Natalia Sosin Krosnowska / Weleda

Jakość Weleda to

  • W 100% certyfikowane kosmetyki naturalne
  • Ponad 80% roślin z certyfikatem ekologicznym
  • ZERO mikroplastiku, składników modyfikowanych genetycznie i składników ropopochodnych
  • ZERO testowania na zwierzętach
  • Surowce pozyskiwane etycznie, z szacunkiem dla ludzi, roślin i zwierząt
  • Zwiększenie wykorzystania energii odnawialnej
  • W 100% naturalne zapachy
  • 98% odpadów produkcyjnych jest ponownie wykorzystywanych

Jedną ze składowych idei slow food jest zasada działania na tzw. „kilometrze zero”. Oznacza to, że produkt ma do przebycia jak najkrótszą drogę z miejsca, gdzie powstaje, na nasz talerz. Wersją idealną jest wspomniany kilometr. Analogicznie, można by określić kosmetyki Weledy mianem slow skincare, bo wiele z ich ogrodów mieści się tuż przy laboratoriach i zakładach produkcyjnych, a to oznacza, że takie – dajmy na to – nagietki tuż po zebraniu przejadą zaledwie kilka kilometrów i jeszcze tego samego dnia, świeże, jeszcze pełne słońca, zostaną poddane obróbce.

Czasem najlepsze co możesz zrobić dla siebie, to po prostu być

Fot. Wojtek Krosnowski / Weleda

Od samego początku celem, który przyświecał założycielom marki, była idea, że człowiek ma niezwykłe zdolności samouzdrawiania, a medycyna i kosmetyki nie powinny nic w nas zmieniać, a jedynie dostarczać organizmowi składniki, dzięki którym aktywizujemy nasz własny potencjał leczniczy. Weleda ma wiele ogrodów, w tym największy w Europie ogród roślin leczniczych, w którym na 23 hektarach rośnie ponad tysiąc gatunków roślin, z czego tylko 120 uprawianych jest pod produkcję, a cała reszta rośnie sobie dziko, bo im tam dobrze i nikomu nie wadzi. Gniazduje tam ponad 50 różnych gatunków ptaków i ponad 30 gatunków dzikich pszczół. 

Fot. Wojtek Krosnowski
Fot. Wojtek Krosnowski

Ogrodnicy Weledy pracują zgodnie z rytmem natury, znają cykle rozwoju każdej z roślin, nadzorują proces, wiedzą, kiedy roślina jest w pełni sił i kiedy może dać najwięcej człowiekowi. Wykorzystują tylko to, co może odrosnąć, a odpady produkcyjne są kompostowane i powracają do ogrodów, by użyźnić glebę. Co mnie ujęło, to że pracownicy odpowiedzialni za surowce, niewiele mówią o badaniu roślin, za to dużo o tym, że starają się je zrozumieć i na tej podstawie wymyślić, jak mogą z nią współgrać. Nie – okiełznać, nie – zamknąć i stłamsić. Współgrać. Ileż w tym pokory wobec tajemnic przyrody.

Swoją drogą, polecam bardzo zajrzeć do wirtualnych ogrodów Weledy i przejść się na spacer – możecie tam zobaczyć jak cały proces wygląda, poczytać o surowcach, mocy roślin i procesie produkcji, od nasionka rośliny, poprzez pielęgnację i zbiór, aż po kosmetyk. 

Mój krem ma 100 lat!

No, może nie ten konkretny mój krem, ale jego receptura już tak. To ciekawe, że wiele z bestsellerów Weledy powstało na samym początku działalności firmy. 

Materiały prasowe Weleda

Skin Food – troska i bezpieczeństwo

Jednym z nich klasyków Weledy jest krem Skin Food, o recepturze niezmienionej od 1927 roku. To krem dla całej rodziny, wielozadaniowy i holistyczny, może być pod ręką zawsze, dla każdego i na różne problemy skóry. Silnie nawilża, odżywia, rozluźnia skórę, wspomaga gojenie blizn, odżywia i koi, może być stosowany jako masło do ciała, krem do rąk, maska-kompres. Obecnie to już gama kosmetyków silnie nawilżających i chroniących skórę. 

Gama Skin Food to krem do wyjątkowo suchej skóry, lżejszy Skin Food Light, moje ulubione regenerujące masło do ciała oraz masło do ust.

Fot. Wojtek Krosnowski / Weleda
Fot. Wojtek Krosnowski / Weleda

Dzika róża – harmonia i równowaga

Dzika róża to niezwykła, ceniona od setek lat roślina. Jest jednocześnie delikatna i odporna, w przeciwieństwie do róż ozdobnych kieruje energię do wewnątrz, a nie w kwiaty, daje pożywienie i moc witamin późną jesienią i zimą, kiedy większość roślin to uschnięte badyle i drzemiące głęboko pod ziemią korzenie, a cała przyroda skupia się na regeneracji. Może właśnie dzięki tej skondensowanej mocy jest podstawą siedmiodniowej kuracji wygładzającej, której zadaniem jest – jak sama nazwa wskazuje – wygładzenie skóry i redukcja pierwszych zmarszczek.

Opuncja – moc i odporność

Jedno z moich pierwszych skojarzeń z wakacjami na Wyspach Kanaryjskich – 40 stopni, niemiłosierny skwar, słońce takie, że czuję, że jestem na granicy zemdlenia, krajobraz pustynno-księżycowy i w tym wszystkim ona: opuncja. Roślina, która rośnie w najlepsze i kwitnie uroczymi kwiatami we wściekle intensywnych kolorach na najbardziej nieprzyjaznych, suchych i słonecznych terenach, a to za sprawą niezwykłej zdolności magazynowania wody. Właśnie te zdolności wykorzystywane są w gamie kosmetyków nawilżających z opuncją.

Fot. Natalia Sosin-Krosnowska / Weleda

Poza tym, Weleda to cała masa nietuzinkowych produktów, które już znam albo chcę poznawać – jak olejki do masażu (ten z arniką to receptura z 1926 roku), produkty do włosów (tonik rewitalizujący to najstarszy produkt Weledy, pojawił się w sprzedaży w 1922 roku), aromatyczne płyny pod prysznic ulegające w 100% biodegradacji, produkty dla dzieci, dla kobiet w ciąży i połogu, pasty do zębów bez fluoru, najlepsze dezodoranty w sprayu bez soli aluminium, za to z pompką… mogę tak długo wymieniać.

Fot. Natalia Sosin-Krosnowska / Weleda

Podobno każdy człowiek ma zbiór kilku najważniejszych dla niego wartości, które stanowią trzon jego charakteru i życiowy drogowskaz. Podobno w biznesie nie ma czegoś takiego, liczy się tylko zysk i tyle. Wiecie co mi najbardziej w Weledzie imponuje? To, że już 100 lat temu założyciele firmy rozumieli jak ważny i głęboki jest wpływ natury na ludzkie życie, zdrowie i dobrostan, i że przez te 100 lat działania firmy nigdy nie zeszli z obranej drogi. Nikt nigdy nie stwierdził, że nie warto, że się nie opłaca, że przecież wszyscy robią inaczej. Firma, która opiera się chciwości, traktuje etycznie pracowników i dostawców, i pozostaje wierna tym wszystkim zasadom przez dziesięciolecia idąc na przekór trendom – tego nie sposób nie docenić.

Specjalnie dla Was w sklepie internetowym pyszneeko.pl od 6.12. do 31.12. wraz z kodem rabatowym NATALIA21 wszystkie kosmetyki Weleda są tańsze o 20%.

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments